top of page

Ostatnich 8 lat w Mysore - bez ściemy


ANIA

Ten sezon w Mysore był dla Ciebie i dla Eriki pod pewnymi względami bardzo wyjątkowy.

Erika została autoryzowana, natomiast Tobie Sharath dał swoje błogosławieństwo do otworzenia programu mysore w Indiach. Jednak do tej pory wiodłeś raczej życie nauczyciela podróżującego. Zwiedziłeś sam i wspólnie z Eriką wiele fascynujących miejsc. A teraz być może czeka was bardziej osiadły tryb życia. To duża zmiana. Jak na to patrzysz?

MAX

Ostatni sezon, jak i inne wcześniej, był bardzo wyjątkowy pod wieloma względami. Każdy czas w Mysore to pewnego rodzaju zagadka. Nigdy nie wiadomo co się wydarzy. Dzięki temu uczymy się kontrolować własne oczekiwania i podążać drogą praktyki.

Tym razem na pewno autoryzacja Eriki była takim specjalnym wyróżnieniem dla niej samej,

ale też radością dla mnie. Nic tak bardzo nie cieszy nauczyciela jak widok studenta, który się rozwija i wzrasta jako nauczyciel na własnej, indywidualnej drodze.

Dla Eriki była to długa droga, nie zawsze lekka, ale pełna doświadczeń. Erika po otrzymaniu błogosławieństwa do nauczania od Sharatha wiedziała jak uczyć i była gotowa, aby potwierdzić swoją autoryzację, i tak się stało. Od kwietnia wystartował nasz mysore program na Sardynii - Ashtanga Yoga Cagliari. Ale Cagliari nie jest jedynym miastem gdzie będziemy uczyć.

Moje wieloletnie podróże pokazały mi, że oprócz nauczania w innych szkołach, ważne jest także, aby otworzyć własny mysore program. Taka decyzja chodziła za mną już od jakiegoś czasu. Z pewnością moja ostatnia rozmowa z Sharathem dodała mi nowej energii i zaufania do realizacji kolejnego wyzwania, jakim będzie nauczanie na Indyjskiej ziemi. Jak to konkretnie wyjdzie jeszcze nie wiem, ale jestem dobrej myśli. Mogę tylko powiedzieć, że planujemy pierwszy sezon na początku 2020r.

Co do moich podróży lub naszych z Erika, to wszystko jakoś tak samo się układało i dzieje się aż do teraz. Wierzę, że jak człowiek podąża własną drogą, to wszechświat potajemnie pomaga i realizuje plany tak, aby ta droga czy przeznaczenie mogły się wypełnić. To właśnie jest Dharma. Oczywiście całe to podróżnicze życie to moja decyzja, ale bardzo wspierana przez wszechświat. Kiedyś tylko marzyłem o tym aby podróżować, czytałem wiele książek, artykułów w sieci i poradników. Trafiłem raz na takie słowa, które były dla mnie ogromną motywacją. Ludzie dzielą się na dwie grupy podróżników. Na tych którzy o tym dużo mówią, snują plany i ciągle marzą o dalekich eksploracjach świata, ale jakoś ciągle brakuje im czasu, i na tych, którzy po prostu pakują plecak zostawiając wszystko za sobą i wyruszają. Tak właśnie było w moim przypadku. Któregoś dnia po prostu wiedziałem, że muszę wyjechać, a potem to już samo się wszystko ułożyło. Od 2011 jestem w ciągłej podróży dookoła świata. To był ten czas, gdy po raz pierwszy pojechałem do Mysore do KPJAYI. Po powrocie wszystko było już inne.

Bardzo szybko otrzymałem zaproszenia od innych szkół do nauczania i tak krok po kroku doszedłem do miejsca, w którym stałem się międzynarodowym nauczycielem. Teraz nie widzę w tym nic wyjątkowego, bo jest to część mojej Sadhany, ale w tamtym momencie było to coś wielkiego, coś co popchnęło mnie do dalszej pracy.

Erika jeździła ze mną ostatnich prawie pięć lat. Sama najlepiej może powiedzieć jak to wygląda od jej strony. Nie było łatwo, ale wyniki tej praktyki widać po niej samej.

A jak to będzie teraz - pytałaś o osiadły tryb życia. Ciężko mi powiedzieć dokładnie co będzie. Moja Dharma to nauczanie, to wiem na pewno, a gdzie i w jakiej formie to zostawiam w rękach wszechświata. Będę chciał na pewno rozwijać program w Cagliari, bo to jest rodzinne miejsce Eriki, a także uczyć w Indiach. To będzie w pewnym sensie mój osiadły tryb życia. Jak to kiedyś ktoś powiedział, ciężko jest oczekiwać od wiatru, aby przestał wiać. Moją naturą jest podróżowanie. Joga i podróże bardzo fajnie się uzupełniają.

ANIA

Czy przez te 8, 9 lat coś się zmieniło na shali Sharatha. Chodzi mi tutaj zarówno o system Ashtangi, ale również o styl i sposób, w jaki jest ona przekazywana w tym miejscu. Czy pamiętasz, jak to było za pierwszym albo drugim Twoim pobytem tam i jak to się ma do tego co czułeś, jak byłeś tam w tym roku. Ciekawi mnie także, jak zmieniło się samo miasto Mysore, ale szczególnie dzielnica Gokulam, w której koncentruje się życie joginów przybywających na nauki do Sharatha. Czy teraz jest łatwiej czy trudniej - i pod jakimi względami?

MAX

Jeśli chodzi o samo miejsce jako budynek Shali czyli dom w Gokulam, gdzie mieści się Instytut KPJAYI to oczywiście, że zaszły zmiany, ale bardziej kosmetyczne niż architektoniczne. Prawie każdego roku Sharath coś tam zmienia, jakiś nowy kolor ścian, czy nowe zasłony okienne. Jednego sezonu zostały zwinięte dywany pokrywające podłogę Shali i Sharath zmienił je na nową podłogę. Pamiętam, jak bardzo mi było szkoda tych dywanów, bo przecież to była ikona tej szkoły, na nich działo się tak wiele i Pattabhi Jois pozostawił wiele energii. Jednak to kolejna lekcja nieprzywiązywania się do niczego. Było to duże wydarzenie i jak to bywa w takich sytuacjach, pojawiło się sporo głosów za i przeciw. Jednak po pierwszej praktyce czułem, jak dobra to była decyzja. Teraz podłoga jest z pewnego tworzywa, które ma pod spodem coś w rodzaju pianki, i to przydaje się w tick toc. Te skoki i lądowania są bardziej miękkie. Wydaje się też, że jest teraz na Shali ciszej i cieplej. Od tego roku mamy w końcu wielką sale w osobnej dzielnicy Mysor, gdzie odbywają się tylko lekcje prowadzone (led class). Mówimy na to miejsce "Sharathon", bo jest tak duże. Nowa Shala jest na pewno dobrym pomysłem, bo Sharath nie musi robić trzech klas pod rząd jednego dnia. Ja gdy uczę, to po jednej klasie prowadzonej myślę tylko o tym, żeby gdzieś pójść na jakiś soczek czy kawę (bez kofeiny). :-)))). Osobiście wolałem led class w Gokulam, ale cóż, następna lekcja nieprzywiązywania się i podążania za Guru.

Co do samego systemu Ashtangi, to jest on wciąż taki jaki był, gdy zaczynałem w 2011. Jest on taki sam od dziejów, od tysięcy lat, bo system to podstawa. To 8 stopni i to się nie zmienia. Zmienia się tylko interpretacja Yam i Niyam, ale one same są ciągle takie, jakie były od zawsze. Oczywiście studenci i nauczyciele próbują te zasady zmienić, taki już mamy czas Kali Yugi. W tej erze ludzie przez swoją ignorancję zmieniają co tylko chcą i mają zawsze jakieś świetne wytłumaczenie tych zmian, tylko nic z tego nie jest poparte wieloletnią praktyką z mistrzem. Najczęściej są to tacy samoistni "guru" jak my ich nazywamy. Dlatego nie ma co się przejmować i zastanawiać co z tym robić. Szkoda własnej energii i czasu. Lepiej spożytkować to na praktykę. Tak właśnie staram się uczyć, przekazując Parampara, czyli wiedzę nie zmienioną, od Sharatha do moich studentów, tam gdzie uczę. A co ze stylem samego nauczania? Kiedyś myślałem, że styl aż tak bardzo nie może się zmienić. Ale teraz moje zdanie w tym temacie jest bardziej elastyczne. Obserwując siebie na przestrzeni lat, widzę bardzo wiele zmian stylu w jakim uczę. Kiedyś, na początku tej ashtangowej drogi, byłem bardziej ostry i uparty niż mocny i gotowy by pomóc. Chodziło raczej o mechaniczne wykonywanie korekt, niż używanie wiedzy w celu dostosowania jej do indywidualnej osoby niczym właściwe lekarstwo. Potrzeba wielu lat aby móc uczyć w taki sposób i aby widzieć u studenta, jakiego rodzaju lekarstwa potrzeba w danej chwili. Zmienia się styl mówienia, reagowania na różne przeciwności na Shali. Czuję, że teraz jest we mnie większy spokój i zrozumienie samego problemu, i dzięki temu mogę szybciej znaleźć odpowiedź i pomóc. Dlatego ważne jest, aby się rozwijać i uczyć cały czas. Wtedy Nasz styl jako nauczyciela będzie też rozkwitał i wzbogacał się o nowe doświadczenia. Może dlatego podjąłem się podróży i nauczania studentów z różnych krańców świata. Dzięki temu widzę różnice. Niby wszyscy robią te same asany, ale jeśli popatrzymy właśnie na styl, to tam zobaczymy różnice. Studenci maja wiele stylów, tak jak z chodzeniem. Włosi zawsze lubią swoje ścieżki, nawet jeśli się mylą. Uczą się, ale potrzebują czasu. Niemcy bardziej stabilni, ale trochę za sztywno, choć i to też się zmienia. Polacy mają dobrą moc, jednak wciąż muszą pracować nad ego i jak wszyscy, przydałoby się więcej swobody i radości niż powagi praktyki.

Chińczycy bardzo oddani, choć w tym swoim azjatyckim stylu czasem potrafią zmęczyć. Meksykanie, bardzo ciepły naród, oddani w praktykę bez większych problemów, podobnie jak studenci z Południowej Afryki, choć i tu nie brakuje tzw. lazy yogis. Ale to akurat dotyczy wszystkich miejsc. Po to jest praktyka, aby wyskoczyć z tego lenistwa, z tych zasad i opinii na temat życia, aby móc poznać życie na nowo. Joga nadaje elastyczność ciała i umysłu. Potrzeba do tego lat praktyki, ale co tam – fajnie, że mamy coś, nad czym możemy pracować całe życie. Także styl się zmienia, jak nasza praktyka postępuje i się rozwija, ale w bardzo naturalny sposób. Dlatego potrzebujemy lat praktyki z nauczycielem, aby zrozumieć czym właściwie jest ta joga.

ANIA

W tym roku byłam pierwszy raz w Mysore i bardzo chcę wrócić, ale muszę też powiedzieć, że nie było to łatwe doświadczenie, z wielu powodów. To nie jest łatwe miejsce dla ego :))) Spotyka się tam ludzi z bardzo silną energią, z bardzo mocną praktyką, poświęconych jodze i Guru, ale jednocześnie nie sposób nie zauważyć pewnego ograniczenia mentalnego i schematyzmu, wręcz hierarchizacji. Sharath jest ponad to i praktyka z nim zaciera te wszystkie niemiłe aspekty, ale dla mnie, jako nowicjuszki, było to odczuwalne. Jestem ciekawa, czy chciałbyś coś powiedzieć na ten temat i jak to widzisz, z perspektywy wieloletnich powrotów tam.

MAX

Na początek musisz pamiętać, że to co Ty widzisz czy czujesz jest tylko i wyłącznie Twoim światem. To samo miasto i miejsce dla mnie będzie czymś innym. Także ograniczenia nie koniecznie są w grupie jogowej, choć hierarchia trochę tak. Z czego to wynika? Taka jest ludzka natura. Musimy poznać kogoś lepiej, aby móc coś więcej o nim powiedzieć. Teraz z mojej kilkuletniej perspektywy wiele rzeczy jest zupełnie inne. Gdy byłem w Mysore pierwszy raz czułem dokładnie to samo co Ty. Ale lata praktyki i podróży pomogły otworzyć się na ludzi i na Guru. Nie było mi łatwo, uwierz. Byłem sam jak palec w Mysore. Prawie bez znajomości języka angielskiego i z bardzo ograniczonymi funduszami. Nie stać mnie było na śniadanka jogowe w Anuki Garden, tam gdzie cała grupa ludzi przesiadywała. Jedynie co mogłem to pójść na kokosa. W tamtych czasach Guru coconut był bardzo popularny i jogini przesiadywali tam całymi dniami. To było miejsce spotkań. Teraz przeniosło się to już do Caffee dept n green.

Wszystko się zmienia i ewoluuje i jest bardzo dobrze.

A w Mysore, no cóż, trzeba sobie zapracować na to, aby przedostać się z grupy obserwatorów do grupy nauczycieli, ale przez własną wieloletnią praktykę, skromność i oddanie.

Nic ma tak, że w jeden sezon będziemy brylować w grupie starszych. Oczywiście możemy poznać Tima, czy Kino czy innych nauczycieli, ale aby być tak naprawdę – na to potrzeba czasu. Tak w Shali jak i w grupie joginów trzeba sobie zapracować na zaufanie. Ludzie opowiadają różne historie, bo mają różne postrzeganie świata. Jest też wiele rodzajów studentów, którzy przyjeżdżają. Są tacy myśliwy, którzy tylko czekają na okazję, aby zrobić sobie fotę z kimś znanym. To dość specyficzna grupa osób.

Po tych wszystkich latach mogę spokojnie powiedzieć, że Peter Season czy Hamish Henry, Laruga, Kino,Ty Landrum, Mark, Tim to moi Mysorowi przyjaciele. Ale nie dlatego, że na nich "polowałem", tylko dlatego, że po prostu tam byłem. Ważne jest, aby zachować szacunek, ale widzieć człowieka. Nie kogoś ważnego, czy sławnego, ale człowieka.

Lata mijają, i nawet nie wiadomo, kiedy nagle okazuje się, że nasze życie i postrzeganie Mysore zmieniło się wraz z nimi. Dla mnie takim przełomem była chwila w której mogłem na spokojnie prowadzić konwersacje po angielsku. Zawsze to powtarzam studentom - Mysore to szkoła językowa za free. Erika zresztą też się nauczyła mówić najwięcej w Mysore. Ta pasja do jogi i chęć wiedzy popchnęła do tego, aby w naturalny sposób poznać i jogę i język. Najlepszy kurs językowy to podróże, to wie każdy podróżnik.

Mysore w jakieś części na pewno się zmienia, bo wszystko we wszechświecie podlega stałej zmianie. Cały kosmos się zmienia, a my wraz z nim. Mimo wszystko, w Mysore dalej jest ta energia, po którą chce się wracać. Przecież my myślimy o powrocie do Mysore już po kilku dniach od zakończenia praktyki tam, to coś znaczy. I uwierz, nie jest łatwo. Z każdym rokiem widzimy więcej, ale wszystkiego. Także Indie wzmacniają Nas osobiście. Cieszę się, to właśnie jest dowód na to, że terapia jogą działa bardzo dobrze, tylko trzeba czasu i poświęcenia. Teraz, gdy wracam do Mysore, ogarnia mnie zawsze radość i spokój. Bo wracam do domu. Każdy człowiek gdzieś tam ma swój dom. Mój jest w Indiach, ale też w innych częściach Świata. Tam gdzie jestem tam jest mój dom. Studenci to moja rodzina, wielka rodzina. Zawsze jestem bardzo wdzięczny, że znajduję na swojej drodze ludzi, którzy chcą mnie wysłuchać i uczyć się jogi. To błogosławieństwo, gdy można odnaleźć dom wszędzie. Na pewno Polska zawsze będzie moim domem, tak jak Niemcy czy Szwajcaria, bo tam mam rodzinę i tam się po części wychowywałem.

Ashtangi to taka wielka globalna rodzina. I jak to w rodzinie nie brakuje zwad czy nieporozumień. Jogin musi to wiedzieć i umieć radzić sobie z emocjami. Dzięki praktyce taka transformacja jest możliwa. Także nie ma co siedzieć gdzieś tam u siebie w kraju i snuć opowieści o Mysore. Trzeba wskakiwać do samolotu i hej w drogę. Mysore czeka na każdego i każdy odnajdzie tam coś dla siebie. A zmiany? No cóż, zachodzą, są naturalne. Nie ma co patrzeć za siebie, trzeba spoglądać z nadzieją w przyszłość będąc świadomym teraźniejszości.

Wywiad przeprowadziła i zredagowała Anna Socha Bystron.

Studentka i Nauczycielka Ashtanga Yogi z Torunia.

www.facebook.com/ashtangayogatorun

Max Czenszak Międzynarodowy nauczyciel z II stopniem autoryzacji z KPJAYI. W 2013r otrzymał pierwszą autoryzację a w 2016 drugą od Guru Sharath Jois, aby przekazywać swoją wiedzę w tradycji Parampara. Co roku wraca do Mysore po więcej wiedzy.

Jest asystentem Sharatha Joisa. Jego regularna praktyka to seria Advance A. Max studiuje także Sanskryt i nauki Vedyjskie u profesor Jayasree i Narasimha, a także otrzymał inicjacje Ceremonii Braminskiej od swojego nauczyciela w tradycji Vedyjskiej. Max jest podróżnikiem - praktykuje i uczy jogi od 2004r. Prowadzi warsztaty w zaprzyjaźnionych szkołach na całym świecie m.in w Norwegii, Polsce, Egipcie, Chinach, Szwajcarii, Holandii, Czechach, Indonezji, Południowej Afryce, we Włoszech, Meksyku, Kostaryce, Niemczech.

LATEST POSTS
bottom of page